Miałam ucznia, który w szkole bywał sporadycznie i niechętnie. Telefony do jego matki często pomagały i delikwent zjawiał się po nich obrażony na lekcjach.
Któregoś razu, po jego dwudniowej nieobecności, spytałam klasę, co się dzieje z ich kolegą. Odpowiedzieli, że jest w szpitalu.
Na przerwie szybko zadzwoniłam do matki: Dzień dobry. Jak się czuje syn, bo słyszałam, że jest w szpitalu?
Matka z przerażeniem: Boże, w jakim szpitalu? Co mu się stało?
Okazało się, że były to kolejne wagary ucznia. Po tym incydencie jednak częściej bywał w szkole.