Boso, ale w ostrogach

2024-02-29
Marzena
Belfer czasami musi zadbać o swój dobrostan fizyczny, w tym celu udaję się na fizjoterapię do szpitala. Atmosfera cudowna, wszystkie pracujące tam panie i panowie oraz studenci obojga płci na praktykach dwoją się i troją, aby pomóc pacjentom. Sale zabiegowe i ćwiczeniowe naszpikowane ludźmi potrzebującymi pomocy, a ekipy fizjoterapeutów i terapeutek z uśmiechem informują, pomagają, wspierają, podłączają sprzęt i czasami cierpliwie wysłuchują o cudzych problemach. Ogólnie pracują w warunkach niesprzyjających dobrej kondycji psychicznej.

Ogromną siłą woli jednak ogarniają ten chaos, borykając się z ciasnotą, przerwami w dostawach prądu, remontami i totalną niefrasobliwością pacjentów przychodzących na najróżniejsze godziny niezgodne z wcześniej ustalonym grafikiem (nie wyłączając mnie z tego grona). Cudowne, ciepłe osoby, wciąż uśmiechnięte mimo przeciwności.

Gdzież jest jednak ta łyżka dziegciu w miodzie? Otóż krążący po oddziale pacjenci – złodzieje. Jak to pytacie? W szpitalu? Ja też zadałam to pytanie przemiłej pani opowiadającej mi mrożącą krew w żyłach historię, jak to w czasie śniegu i mrozu zginęły jej buty w szatni, która jest stale otwarta. Pani miała jeszcze trampki do ćwiczeń, ale w taką pogodę to raczej trudno krążyć po mieście w lekkim obuwiu. Sympatyczna pacjentka powiedziała mi, że używała słów wysoce niecenzuralnych przedstawiając personelowi szpitala całą sytuację. Musiała czekać godzinę, aż ktoś z rodziny dowiezie jej stosowne obuwie.

Od innej zaś pacjentki usłyszałam, że kurtka czy płaszcz też mogą się w nagły sposób zdematerializować.

Uczciwość i szacunek dla innych zawsze powinny być w cenie, ale szczególnie w takich miejscach, w których oczekujemy pomocy dla siebie czy bliskich.
Hantle w wyciągniętych rękach