Jak już wspomniałam, w pracy, co jakiś czas trzeba robić badania lekarskie. W pakiecie jest również obowiązkowa wizyta u psychologa.
Poszłam. Psycholog wyglądał i mówił, jakby sam potrzebował pilnej konsultacji ze specjalistą z powodu głębokiej depresji. Monotonnym, cichym i spokojnym głosem, na jednym wydechu zadawał pytania:
– Czy wydaje się pani, że ktoś panią śledzi, obserwuje, prześladuje?
– Nie – odpowiadam.
– Czy wydaje się pani, że ktoś panią podsłuchuje, inwigiluje, szpieguje?
– Nie – odpowiadam.
– Czy wydaje się pani, że słyszy głosy, szepty, że mówi pani, a ludzie nie reagują?
I tu mnie coś podkusiło, żeby zażartować…
– Nie, ale nieraz mąż wmawia mi, że nic takiego nie mówił, co ja niby słyszałam.
Psycholog tym samym niezmąconym tonem, co poprzednio:
– Ale pani mąż istnie naprawdę, realnie, rzeczywiście? Ma pani męża?
Musiałam mieć nietęgą minę. Żart wrócił jak bumerang i walnął mnie w łepetynę. Nie ma co żartować u psychologa. Dzisiaj myślę, że to jednak on sobie ze mnie zażartował 😀