Mój dyrektor był bardzo wyczulony na to, żeby zamykać na klucz pokój, gdy się w nim nie przebywało. Nieprzestrzeganie tej zasady, skutkowało wielokrotnie głośnymi wyrzutami i mało przyjemnymi rozmowami dyscyplinującymi. Dyrektor, jak Wielki Brat, miał w gabinecie 50-calowy telewizor, na którym wyświetlany był obraz z kamer monitoringu. Pozwalało mu to na bieżąco śledzić, gdzie kto przebywa i ile czasu spędza poza miejscem pracy.
Miałam sprawę do załatwienia u kolegi na piętrze, w innym pokoju. Zamknęłam swój pokój, zabrałam klucz i poszłam. Za chwilę zadzwonił telefon u kolegi. Mam natychmiast zejść do dyrektora.
Myśli galopują, co znowu zrobiłam… Wchodzę. Gdzie pani chodzi? Pani nie ma w pokoju, a tam pani sprzątająca do pani pokoju weszła.
Zdziwiona odpowiadam, że to niemożliwe, bo zamknęłam pokój. Na dowód mych słów pokazuję klucz.
Dyrektor: Hmmm. To może weszła do toalety. Może pani iść.
Wyjaśniam - mój pokój był drzwi dalej niż drzwi do toalety i na kamerach trudno było to rozróżnić…