Stara matura. Klasy miały ustny egzamin maturalny z języka polskiego. Były to jeszcze czasy, kiedy to nauczyciel uczący był autorem pytań. Klasy wieczorowe miały to nieszczęście, że zaczynały swój egzamin dojrzałości od godziny 15.00. Ostatni często wchodzili po 22.00-23.00. Zmęczenie dawało wtedy o sobie znać. Trzeba też dodać, że wtedy rodzice „zabezpieczali” dobre samopoczucie komisji przygotowując kanapki.
Jest zatem godzina 23.00. Na salę wchodzi jedna z ostatnich osób. Pytania leżą rozłożone na stole. Komisja prosi o wylosowanie jednego z zestawów. Dziewczyna przejęta i wystraszona nie zauważa leżących na stole zestawów tylko skupia się na stojącej przed komisją szklance z serwetkami. Z namysłem wybiera i wyciąga jedną z nich. Zaskoczona ogląda serwetkę i stwierdza, że nie ma na niej pytań.
Jeszcze nigdy nie włożyłam tyle wysiłku w to, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Zmęczenie zaatakowało mnie tzw. głupawką…