Moja ówczesna klasa branżowa miała zajęcia warsztatowe, na których niesamowicie się nudzili. Coś tam trzeba było zrobić, ale niezbyt wiele. Z nudów zaczęli wymyślać różne psoty. Ta zabawa przekroczyła jednak wszelkie granice przyzwoitości. Jeden z kolegów miał orzeczenie o niepełnosprawności. Był grzeczny, spokojny, ale bardziej powolny niż reszta klasowych cwaniaków. Jeden z nich, który zasłynął z jazdy motocyklem bez uprawnień pod wpływem alkoholu, wyjął zapalniczkę, włożył koledze do spodni kawał papieru i podpalił go. W szybkim tempie cały strój roboczy z tyłu zaczął się palić na chłopaku. Dwóch innych zaczęło go gasić. Na szczęście skończyło się na strachu, nikt nie ucierpiał. Matka łobuza-podpalacza była szczerze zdumiona i oburzona kiedy zadzwoniłam do niej i poprosiłam o odkupienie ubrania roboczego dla kolegi. Przynajmniej wiadomo skąd łobuz czerpał wzory i normy życiowe.
Uwaga, uczeń się pali
2024-02-12
Marzena