Z błędami do polonisty

2024-01-02
Marzena
Kocham swoją pracę, ale czasami ma też minusy. Jesteś osobą publiczną, funkcjonariuszem państwowym, jak słusznie zauważył pan Giertych, więc musisz się z tym liczyć zwłaszcza w małym miasteczku. Napisał więc do mnie były uczeń sprzed lat w ostatnim dniu roku. Lekko się zdziwiłam, że napisał po imieniu, bo przecież bruderszaftu nigdy nie piliśmy, ale cóż. Miał 41 lat, pochodził ze wsi i nie pracował. Żalił się, że porzuciła go narzeczona przed ślubem i ogólnie był mocno zdesperowany. Najgorsza była jednak ta ortografia. Dla polonisty to dramat, a przecież doskonale wiedział, że pracuję w szkole. Rozmowa stawała się coraz bardziej natarczywa i niemiła dla mnie. Trwała przez cały sylwestrowy dzień. Nie przypominam sobie jednak abym ogłaszała się na jakimś profilu randkowym. Ale nawet to nie uprawniałoby do niegrzecznych i niekomfortowych pytań typu: z czyjej winy był rozwód. Postanowiłam jednak zdzierżyć natręta i wytrzymać jeszcze trochę. Z minuty na minutę stawało się to jednak coraz trudniejsze. Grubo po północy delikwent zapytał co robię. Odpisałam że świetnie się bawię na zabawie sylwestrowej ze znajomymi. On zaczął się żalić, że jego nikt nie zaprosił. Mój telefon razem ze mną spoczywał w wygodnym łóżeczku, ale natręt nie rozumiał żadnej aluzji. W końcu miałam dość, napisałam, że w ogóle nie szukam faceta. Komunikat okazał się jednak nadal niejasny. Napisałam czytaj ze zrozumieniem i zablokowałam absztyfikanta. Zanim jednak blokada zaczęła działać dowiedziałam się, iż ma żal do mnie, że dzisiejsze pisanie było tylko zabawą i że mnie żegna. Odetchnęłam z ulgą.
Wniosek, jaki mi się nasunął, jest następujący: Nie pisz do polonistki z błędami ortograficznymi, bo ona tego nie znosi 😊