Jeden z uczniów omijał szkołę szerokim łukiem, chociaż był miejscowy, czyli nie musiał dojeżdżać do placówki wiele kilometrów. Pewnego razu przyszedł na turniej rycerski inscenizowany w gmachu szkolnym. Na lekcje, które były po imprezie jednak nie dotarł. Mój komentarz był następujący: Ten to ma wiele wspólnego z rycerzami.
- Tak wiemy – zakuty łeb – rzucił ktoś z klasy.
- To Wy powiedzieliście – stwierdziłam z uśmiechem.
W sprawie tego samego ucznia przychodziły do szkoły na zmianę - matka i dwie ciotki, w celu jego obrony i usprawiedliwiania nieobecności. Matka zawitała również do mnie. Usłyszałam od niej, że chłopak jest przewlekle chory i dlatego nie przychodzi do szkoły, ale jakbym go „przepuściła”, to by poszedł do pracy, bo w domu uderza głową o ścianę. Ja na to: jak ma pójść do pracy jak jest chory? Poza tym pani jest w szkole częściej niż on. To nie jest normalne.
Matka wybiegła ze szkoły jak oparzona, wychowawczyni biegła za nią, aby zostawiła jej usprawiedliwienia nieobecności.